Skromne mieszkanie, znajdujące
się w kamienicy, jakieś piętnaście minut od centrum bez konieczności wsiadania
do samochodu. Daniel przemierzył ten
dystans. Pierw wyszedł z najlepiej prosperującego baru w mieście, następnie
starł krew z wargi, oraz brody i udał się do kamienicy z cegły, w której jedno
z niewielkich mieszkań zamieszkiwała jego matka. Starsza, lekko siwa kobieta nie
zauważyła kiedy syn wszedł do pokoju.
– Kiedyś cię okradną –
powiedział odrobinę za głośno niż wypadało.
Kobieta aż podskoczyła na fotelu
w przestrachu, jednak kiedy spostrzegła, że to jej jedynak uśmiechnęła się
promiennie.
– Czego wrzeszczysz, przecież
stoisz raptem dwa kroki ode mnie. – Wstała pośpiesznie i uściskała Daniela.
Mężczyzna skrzywił się.
– Nie tak mocno.
Kobieta wypuściła go z objęć.
– Miałeś wpaść przedwczoraj.
Była tu siostra brata ciotecznego mojej koleżanki. Wygląda na płodną.
Daniel roześmiał się delikatnie
i po chwili powstrzymał tą ledwo do pohamowania radość.
– Polecam zatrudnić się w biurze
matrymonialnym. Pisałabyś ogłoszenia.
– Z taką gębą byś się nie
sprzedał.
– Co znowu zrobiłem nie tak? –
zapytał i zdjął czarną marynarkę. Przewiesił ją przez oparcie krzesła.
– Znów się biłeś – skwitowała.
– Jezu, znowu, to samo –
zamarudził Daniel i wsunął kciuki za paski szelek, naciągnął je i wysunął spod
nich palce. Po pokoju rozszedł się dźwięk towarzyszący temu zabiegowi.
– Bijesz się z kolegami od kiedy
skończyłeś dwa lata i nauczyłeś się stabilnie chodzić. Potem było jeszcze
gorzej. Szkoła, wcześniej przedszkole. Nie mogłam nawet jak inne matki
spokojnie posiedzieć na ławeczce, bo zaraz urządziłeś zadymę nawet na placach
zabaw.
– Zgadza się, niemal wszystko.
Jest tylko jedno „ale”. Ale ja nigdy nie biłem moich kolegów, co najwyżej
wrogów. – Daniel opadł na fotel, taki zwykły, babciny.
Kobieta pokiwała z dezaprobatą.
– Nie jesteś złym facetem,
potrzebujesz tylko kogoś kto by cię naprostować i utrzymał w pionie.
– Ciekawa teoria. – Uśmiechnął
się ironicznie do matki. Sięgnął na stolik gdzie stała karafka z jakąś nalewką.
Kobieta doskoczyła do niego w
sekundzie i położyła dłoń na szkle, zanim zdążył je otworzyć i wlać jego
zawartość do szklanki czy też do ust.
– Wszczynasz bójkę, jeszcze pić
zamierzasz – rzekła pytająco.
– Mamusiu, bójka jest wtedy gdy
tamten ma jakieś szanse – zażartował Daniel, co było bardzo nie na miejscu, ale
kobieta była już przyzwyczajona do jego niecodziennego poczucia humoru.
– Przyznaj się, że masz problem
z alkoholem.
– Nie, z tobą. To ty stoisz na
drodze między mną, a alkoholem.
– Przyznaj się, że nad tym nie
panujesz – nalegała kobieta.
– Dobrze, przyznaje się, że nad
tym nie panuje. Czy teraz w nagrodę będę mógł się już napić? – zapytał i
roześmiał, lekko, zwyczajnie.
– Poddaje się. Zawsze robisz to
co chcesz. Tak samo było gdy zapuściłeś wąsy. Wszyscy mówili ci, że wyglądasz
jakbyś nosił zdechłego, powykręcanego szczura pod nosem, a ty i tak ich nie
chciałeś zgolić.
Daniel przechylił karafkę, nie
kłopotał się nawet z przelewaniem trunku do szklanki. Wypił połowę jednym
duszkiem. Następnie opuścił butelkę i umiejscowił między swoimi nogami. Ręce
zwinął na karku i oparł się wygodnie.
– Boże jaki ja jestem dzisiaj
zmęczony.
– Jakbyś miał czym. Dzieci ci w
domu nie płaczą, po nocach nie wstajesz.
– Twoje pragnienie posiadania
wnuków doprowadza mnie do obłędu.
– Szkoda, że nie do obsesyjnych
poszukiwań żony.
– Nie mam miejsca na kobiety w
moim życiu.
– To ja ci go zrobię…
– Nie pozwolę byś…
– W takim razie pozwól, że tylko
coś podpowiem. Zmieciesz ze swojego życia alkohol, bijatyki zdepczesz w pył i
staną się przeszłością. Wtedy od razu miejsce się znajdzie. I dla trójki dzieci
wystarczy.
– Nie chcę mieć ani jednego –
zapierał się Daniel.
– A to dlaczego, synku?
– Nie lubię poświęcać mojego
czasu innym, zwłaszcza gdy inni nie umieją za to nawet się odwdzięczyć czy
podziękować.
– Dzieci potrafią się
odwdzięczyć – trwała przy swoim kobieta.
– Spójrz na mnie – oznajmił
Daniel i uśmiechnął się do matki. – Masz już odpowiedź dotyczącą wdzięczności u
dzieci. Jednak kobiety też są niewdzięczne, bardzo kłopotliwe i problemowe. W
mojej idei kobietę trzeba trzymać krótko, najlepiej do rana. Dobrze też by
wyszła przed śniadaniem, ewentualnie zaraz po jego przyrządzeniu, ale nie
liczyła na to, że ja podam jej śniadanie do łóżka. Chyba nie lubię gotować.
– Osiwieje od tych bredni.
– Właściwie to wpadłem się
pożegnać. Wyjeżdżam na pół roku, może dłużej.
– Dokąd znowu?
– Jeszcze nie wiem. Lubię
podróże.
– Lepiej się podróżuje z
rodziną, gdybyś tylko zechciał…
– Skończ już – rzucił
zrezygnowanym tonem Daniel. Zrobił kilka łyków wprost z karafki, następnie
odłożył ją na miejsce.
Skierował swoje nieśpieszne
kroki w kierunku krzesła, na którym przewiesił marynarkę. Założył ją na swoje
muskularne, ale nieprzesadnie wyrzeźbione ciało. W drodze do drzwi musnął
jeszcze matkę w policzek i wyszedł.
Zjawił się na sali gimnastycznej
równo o siedemnastej. Przywitał z mężczyzną ubranym w wojskowe spodnie i białą
podkoszulkę, był krótko obcięty, na rekruta.
– To nowi? – zapytał i wskazał
głową na dziesięciu chłopców robiących pompki. Po ich niemal nagich ciałach
spływały grube krople potu. Twarze mieli czerwone od wysiłku.
– Tak – odpowiedział mężczyzna
Danielowi. – Zabije tego, który pierwszy upadnie! – warknął „dowódca” do
młodzieży.
Daniel przebiegł wzrokiem po
tych dzieciakach. Przedział wiekowy to od trzynastu do piętnastu lat. „Nowe
maszyny do zabijania” – tak nazywał te dzieciaki w myślach. Przypomniał mu się
program telewizyjnej dwójki o wdzięcznym tytule „jeden z dziesięciu”. Zabawne,
ale on też był jednym z dziesięciu, ale nie grał o pieniądze, ani o sławę. Gra
toczyła się o jego przeżycie i wygrał, a teraz nie mógł się uwolnić.
– Gruby jest u siebie, na
piętrze. Ma dla ciebie zlecenie.
– Zaraz pójdę. Co ile umierają?
– Jeden co dwadzieścia jeden
dni.
– Dziś jest dwudziesty pierwszy
dzień ich pobytu tutaj – stwierdził Daniel, bo wcześniej policzył chłopaków.
– Tak. Kiedy już wrócisz
będziesz miał nowego partnera. Nauczysz go roboty od podstaw.
– Jasne, rozumiem.
Daniel przeszedł wzdłuż tej wielkiej
sali gimnastycznej, przeszedł przez małe drzwi i skierował swoje kroki ku
górze, klatką schodową, przypominającą te w blokach mieszkalnych. Otworzył
drzwi bez pukania. Podszedł do obracanego fotela i usiadł na nim, naprzeciw
krępego mężczyzny, przypominającego budową bałwanka.
– Kogo mam zabić tym razem? –
zapytał bez cienia uśmiechu, choć bardzo lubił swoją prace.
Daniel w myślach nazywał się „Czyścicielem”.
Oczyszczał państwo ze śmieci, z ludzi nic niewartych i niemających w jego
mniemaniu prawa żyć. Zabijał gwałcicieli, morderców, dzieciobójców, złodziei, szantażystów
i porywaczy. Nie wiedział skąd napływają zlecenia, nigdy go to nie
interesowało. On odwalał swoją robotę, dostawał za to pokaźną gażę i miał kilka
miesięcy wolnego po trzech wykonanych zleceniach. Średnio zabijał od sześciu do
piętnastu ludzi rocznie. Właściwie to samych mężczyzn. Nie godził się na
przyjmowanie zleceń dotyczących egzekucji na kobietach, kłóciło się to z jego
prywatnymi zasadami.
Ciekawie się zapowiada:)
OdpowiedzUsuńSą małe literówki, ale ogólnie prolog wciąga i czekam na kolejną część!
Ciekawie się zaczyna zobaczymy jak będzie dalej.Daniel jest interesującą postacią,bardzo podoba mi się jego poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńCiekawie się zaczyna, zastanawia mnie skąd się wzięli Ci chłopcy, którzy mają zostać nowymi maszynami do zabijania i tak ogólnie co to za organizacja.
OdpowiedzUsuńDaniel wydaje się fajnym facetem i nie dziwię się jego mamie, że chce go wyswatać.
Fajny, ale to w końcu maszyna do zabijania. Ja też czekam na to co będzie dalej. Póki co mi się podoba, bo jest coś nowego, świeżego. Przypomina mi trochę Pitera Somerset, z opowiadań Simona, tam też był taki polski James Bond ;)
UsuńTo jest naprawde dobre, oby tak dalej to ten blog stanie sie moim ulubionym. Fajny miałeś pomysł na tego bloga, inny od wszystkich.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się wstęp do Twojego bloga, jestem ciekawa co będzie się działo w następnych częściach.
OdpowiedzUsuńPóki co bardzo mnie zaciekawił :) Chociaż mam trochę mieszane uczucia co do tej maszyny do zabijania. Z niecierpliwością oczekuję na dalsze części, być może mnie to wciągnie. E
OdpowiedzUsuń